Niusy ;)

TRANSLATE THIS BLOG!


piątek, 1 stycznia 2010

Londyn się nie popisał

Rok temu spędzałam światowego sylwestra z TVN 24 przed oczami, Don Omarem w uszach i Lechem w dłoni. Witałam Nowy Rok niemalże na całym wschodnim świecie. O godzinie 12 tradycyjnie wyszłam przed blok, coby powitać Nowe. Jak zwykle mieszkańcy osiedla Kasztanowego spisali się świetnie i zapewnili mi wspaniałe show, podczas którego trzęsłam się z zimna jak galareta, jednak nie mogłam opuścić ani jednego wybuchu. Potem zostałam godnie ugoszczona przez chłopaków z bloku. W końcu wybiła godzina pierwsza. Telefon od mamy, Big Ben wygrywający melodię w tle... i nagle poczułam, że mam misję. Po prostu - cokolwiek się nie stanie - za rok muszę TAM być!

I oto jestem. Co prawda pod samego Big Bena nie dotarłam, miałam jednak doskonały widok na London Eye. Ale wszystko po kolei.


Droga z Hainault pod samiućkiego Big Bena nie jest trudna. Hop w metro, przesiadka, i wysiadka. Powinno to zająć około 40 minut. Zgodnie z przewidywaniami powinnam dotrzeć o godzinie 23.30. Miałabym jeszcze trochę czasu, aby dojść do celu, ulokować się gdzieś pośród tłumów, pomarznąć w spokoju i wypróbować wszelkie ustawienia aparatu.

W praktyce jednak było zupełnie inaczej.
O godzinie 23.50 dalej tkwiłam pod ziemią, z niecierpliwości niemalże wydeptałam dziurę w wagonie. Przypomniałam sobie, że 'jaki Nowy Rok, taki cały rok'. Niekoniecznie chciałabym spędzić ten rok pod ziemią.
23.51 - drepczę dalej w miejscu i zaczynam w myślach wyklinać wszystko wokół.
23.52 - drepczę coraz agresywniej, klnę pod nosem
23.53 - drepczę jeszcze agresywniej, klnę na głos
23.54 - 23.57 - kręcę się w kółko, macham rękami i klnę w najlepsze razem z innymi współpasażerami
O godzinie 23.58 otworzyły się drzwi i zostałam "wyniesiona" przez tłumy na zewnątrz. Proces wychodzenia z podziemi można obejrzeć poniżej. ;D






Ze spokojnym sumieniem mogę teraz powiedzieć - mission complete. Zawiodłam się jednak, to nie to samo co Załom. Pokaz trwał jedynie 6 minut, ponadto fajerwerki nie należały do najbardziej wypasionych.
You've disappointed me, Boris.
Wybuchy wraz ze stosownym komentarzem zamieszczam poniżej. ;)




A za rok? Paryż! ;)