Niusy ;)

TRANSLATE THIS BLOG!


poniedziałek, 27 lipca 2009

Wisełka okiem Bigosowym


Jak było? Było cudownie!
Szum fal rozbijających się o twarde pancerze kolonii biedronek, pszoło-oso-muchy bzykające do snu i mewy unoszące się bez ruchu w powietrzu - tak jak w Sopocie!




Któregoś słonecznego ranka postanowiłam samotnie poszukać innego niż dotychczas dojścia na plażę. Poszłam więc przed siebie. Szłam, szłam, szłam i... tak i szłam. W końcu postanowiłam skręcić do lasu. I nie uwierzycie co zrobiłam po wejściu do lasu!
...Szłam dalej. Minęło trochę czasu, a morza jak nie było, tak nie ma! Stwierdziłam, że ten szlak stanowczo nie prowadzi mnie do celu. Zmieniłam więc strategię, nie będę kierować się wymalowanymi paskami na drzewie, tylko pójdę na północ. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Kiedy wypchałam się po brzegi jagodami i podeptałam trochę ślimaków, oczom moim ukazał się... las ;) A po nim dreptali Niemcy. Jako, że ja z niemieckiego nic nie verstehen postanowiłam po prostu iść za nimi. I doszłam.




















niedziela, 12 lipca 2009

Czarna Łąka, nie do końca taka czarna

Kilka dni temu, po ciężkich przeprawach z pompowaniem dziurawych opon, udało mi się wprowadzić w życie mój plan z wycieczką rowerową. Ok, rower sprawny jest! Tylko... Jak się na tym cholerstwie jeździ?! Jazdy na rowerze jednak nigdy się nie zapomina. Udało mi się nie zaliczyć ani jednej gleby, z czego jestem niesamowicie dumna.
Teraz należało jeszcze obrać kierunek, zgodnie z Mają wybrałyśmy Czarną Łąkę.
I tu zaczynają się schody. Nad Czarną Łąką zawisły czarne, burzowe chmury. Wyruszyłyśmy. Burzyć się nie burzyło, ale padać... a i owszem padało.
Jednak czy mały deszczyk mógłby przestraszyć wierną i niezłomną reporterkę Małgorzatę? Nigdy w życiu! Pedałowałyśmy więc dalej. I tak po jakiś 15 minutach wiernego i niezłomnego pedałowania oczom naszym ukazała się... Nie, nie łąka ;) Plaża, nic nadzwyczajnego. W marcu bardziej mi się tam podobało. Teraz nie odczułam klimatu jaki panuje na plaży Za Kościołem w Załomiu. Ni krzty dzikości, tajemniczości i magii tego miejsca. Za mało trzcin, zdechłych rybek na brzegu i przede wszystkim za dużo ludzi. Nic dziwnego. Praktycznie 'na plaży' postawione są domki wczasowe. To zbytnie ucywilizowanie psuje całą atmosferę. Ahh, co mnie jeszcze zniesmaczyło? Samochody wjeżdżające praktycznie do wody. No, ale to są tylko moje odczucia. Pewnie jakbym była rybakiem to też postawiłabym samochód blisko siebie, żeby mi przypadkiem go ktoś nie gwizdnął. Jedyne co mi się spodobało to kaczuchy ;)
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, do odczytania w następnej wakacyjnej relacji ;)
Dziś zamiast zdjęć, będzie wideło ze zdjęćmi ;) Bateria była na wyczerpaniu, więc tylko tyle.

wtorek, 7 lipca 2009

Podróże małe i duże.

Wakacje. Wreszcie mam czas na czytanie! Najchętniej zaszyłabym się gdzieś na Saonce, rozciągnęła hamak od palmy do palmy, zatrudniła jakiegoś muśniętego słońcem przystojniaka, co by mnie wachlował i przynosił schłodzonego Lecha (bez reklamy ;)). Ja tymczasem zatapiałabym się w lekturze. Wczoraj właśnie wróciłam XVIII-wiecznej Anglii, gdzie byłam świadkiem rozkwitu uczucia pomiędzy Jane, a panem Darcy. Teraz natomiast jestem patriotycznie, w Warszawie. Spędzam upojne chwile z 'Dziadem' i jego gołębiami. Powiem szczerze, facet jest całkiem inteligenty i ma dryg do biznesu, a przy tym wielkie serce - do gołębi. Szkoda, że nie do tych ludzi, których lekką ręką pokasował.
Następnie czeka mnie wyprawa do współczesnego Dublina. Nie mogę się już doczekać ;)

W chwili obecnej nie mam zaplanowanych podróży na resztę wakacji. Śledźcie uważnie mój blog, bo Warszawa i Dublin nie mają zbyt wielu kartek. Dla takiego podróżnika jak ja to kwestia kilku dni. Pozdrawiam serdecznie z gorącej, mafijnej stolicy.
Wasza wiernia i niezłomna reporterka Małgorzata.

środa, 1 lipca 2009

Autografy, autografy!

Drodzy fani, drogie fanki ;)
Od dnia dzisiejszego przez cały miesiąc, o ile dzierżę, spotkać mnie będzie można na ulicach naszego malowniczego nadmorskiego szczecińskiego kurortu. Przez kilka godzin dziennie będę rozdawać autografy w różnych punktach. Kostium na tę okazję zaprojektował sam Armatni we współpracy Guciem. Jest to słonecznie żółta, delikatnie opływająca moje wspaniałe kształty pseudo-bawełniana koszulka.

Tłumacząc na język polski; rozdaję ulotki Cosinusa. Co najśmieszniejsze? Nadal nie wiem, jak się liczy te cholerne sinusy, cosinusy i co to w ogóle jest? Kiedy je liczyć? ;D
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, do zobaczenia na skąpanych w słońcu szczecińskich ulicach.